niedziela, 3 listopada 2013

Pierwszy post jest prosty...

... a to znaczy, że co pewien czas dają znać o sobie moje geny artystyczne, a geny te mają dosyć solidne fundamenty, po ojcu, po dziadku i jeszcze po paru osobnikach w gęstwinie drzewa genealogicznego. Zawsze fascynowały mnie ogrody, nie takie tam byle jakie ogródki, ale stare ogrody, kipiące bujną roślinnością, pełne zakamarków i tajemnic. Stare ławeczki, fontanny, rzeźby, a wszystko to wkomponowane w gąszcz drzew, kwiatów, ziół,  kipiących przeróżnymi barwami. Nic tak nie uszczęśliwia jak prowadzenie własnego, pięknego ogrodu. Więc zafascynowana roślinnością zaczęłam malować przeróżne okazy akwarelą, co mnie skutecznie odstresowuje. Niektóre oprawione znalazły swoje miejsce na ścianach, bardzo urokliwie wyglądają powieszone w dość solidnych ramach w jadalni, w kuchni, w pokojach. Zauważyłam, że lepiej działają na samopoczucie niż często drogie i ponure krajobraziki. Pierwsza akwarela przedstawia dość dziwną, ale piękną roślinę, a właściwie kwiat, który nazwą świetnie wcina się w właściwie już pohalloweenowe klimaty, a po polsku nazywa się go Ręką diabła...


Następna to drzewo chlebowe, oczywiście nie rosną na nim marchewki i bochenki chleba


A tu wszystkim znana cytrynka...


Następna to roślina bez której większość z nas nie wyobraża sobie poranka, popołudnia i w ogóle całego dnia, czyli nasza kawusia...


Niektórych budzi kawa o poranku, innych kogut, w zależności od punktu widzenia, siedzenia i leżenia... No budzika raczej nie będę malowała...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz